Romanse moje, czyli kosmetyczny zawrót głowy

0 Comments
 
 
 


Czy każdy odczuwa co jakiś czas nagły brak wszystkich niezbędnych kosmetyków ? Kończy mi się podkład, więc pożyczę trochę od mamy :) Pudełko peelingu straciło wszystkie drobinki?... Mama nie ma peelingu. Problem. Właściwie mam go co miesiąc. W dzisiejszym ośnieżonym dniu, wolnym od zajęć, zdałam sobie sprawę, że dna sięgają najlepsze kosmetyki, z którymi mam aktualnie do czynienia. Ból.

Floslek, White & Beauty, krem wybielający przebarwienia, jest u mnie wysoko notowany, nie ze względu na jakieś magiczne zdolności kontroli melaniny, ale z powodu właściwości nawilżających. Masło Shea stanowi mniejszą część zawartości aniżeli kompleks wybielający, jednak nadaje całości budyniową gęstość i charakterystyczny głęboki zapach. Po miesięcznym stosowaniu zauważyłam, że koloryt mojej skóry jest rzeczywiście lepiej skomponowany. Krem nakładam codziennie wieczorem i czasami rano, a zawartość wystarcza na około 6-7 tygodni.

Linoderm Plus z Pantenolem jest jak zimny okład na rozpalone czoło. Jesień i zima to takie pory roku, które mszczą się na naszej skórze. U mnie wystąpiły jakieś podskórne zgrubienia i niewiarygodnie wysuszone wysepki w okolicy oka. Aby pozbyć się tych nieprzyjemnych zjawisk, postanowiłam nawilżyć porządnie twarz (założyłam, że to wina ciągłej zmiany temperatury). Linoderm jest bardzo gęsty i tłusty, wygląda jak stopiony wosk i taki sam ma zapach. Z pewnością nie wywołuje żadnych reakcji alergicznych, ponieważ producent poleca go od pierwszych dni życia. Nakładałam go wieczorami, kiedy objawy wysuszenia się nasilały i muszę przyznać, że po kilku dniach pozbyłam się problemów. Do dziś używam go jako kremu na powieki i pod oczy, to chyba najlepsza metoda na powstrzymanie zmarszczek i dobra odtrutka na ciągłe wcieranie olejku arganowego.

Versace Yellow Diamond, perfumowany balsam do ciała, ma ciekawe opakowanie, które kojarzy mi się z działalnością owego domu mody w latach 90. Ten wielki diament (zakrętka) to kwintesencja Donatelli Versace :) Sam zapach jest dziwny, pewnie nie kupiłabym go z własnej woli. Lekki, ale nie słodki, świeży, ale emanuje pewną intensywnością. Taki nijaki. Mój nos wyczuwa głównie gruszkę, bergamotkę i na pewno trochę piżma. Lubię go, bo dobrze nawilża, co jest dziwne w przypadku balsamów perfumowanych. Ponadto stanowi świetną bazę pod mój obecny zapach.

Biosilk termal shield. Chcociaż suszę włosy bardzo rzadko, potrzebują one ochrony przed gorącym. Powodem jest moja miłość do lokówki. Biosilk ma charakterystyczny zapach, który w tym przypadku jest równie intensywny. Należy jednak uważać z aplikacją, ponieważ delikatne włosy mogą ulec nadmiernemu natłuszczeniu. Produkt godny polecenia.


You may also like

Brak komentarzy :

Archiwum bloga